Msza św. - obowiązek czy przywilej

Msza Św. - obowiązek czy przywilej

 

Okazji do zwolnienia się z niedzielnej Eucharystii nigdy nie brakuje, zwłaszcza latem, kiedy częściej wyjeżdżamy za granicę czy poza miasto. Czy zawsze obowiązek udziału we Mszy św. jest tak samo kategoryczny?

   Jest naprawdę sprawą najwyższej wagi, aby każdy chrześcijanin uświadomił sobie, że nie może żyć wiarą i w pełni uczestniczyć w życiu chrześcijańskiej wspólnoty, jeśli nie bierze regularnie udziału w niedzielnym zgromadzeniu eucharystycznym. Jeżeli w Eucharystii urzeczywistnia się owa pełnia kultu, który ludzie winni oddawać Bogu i którego nie można porównać z żadnym innym doświadczeniem religijnym, to szczególnie wyraźnie ujawnia się to właśnie w niedzielnym spotkaniu całej wspólnoty, posłusznej głosowi Zmartwychwstałego, który ją zwołuje, aby dać jej światło swego słowa i pokarm swojego Ciała jako trwałe sakramentalne źródło odkupienia. Łaska wypływająca z tego źródła odnawia ludzi, życie i historię. (Jan Paweł II,List Apostolski "Dies Domini”)

 O Mszy św. napisano wiele mądrych słów. Za Katechizmem Kościoła Katolickiego warto choćby przypomnieć, że jest ona „źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego” (1324) oraz „streszczeniem i podsumowaniem całej naszej wiary” (1327). Jest naszym spotkaniem i zjednoczeniem się z Chrystusem zmartwychwstałym, z Jego Słowem oraz ze wspólnotą Kościoła. Dodać trzeba, że spotkaniem, w którym zobowiązani jesteśmy uczestniczyć pod groźbą grzechu ciężkiego.

A jednak przeszło połowa uznających się za wierzących Polaków nie bierze udziału w niedzielnej liturgii. Problem zresztą nie jest nowy, skoro już autor Listu do Hebrajczyków apeluje: „Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem…” (Hbr 10,25). A jeśli musimy opuścić?

 

 SPOTKANIE MIŁOŚCI

 Coraz ostrożniej akcentuje się nakaz uczestniczenia we Mszy św. - Msza św. to największy dar Pana Boga dla nas, to styk nieba i ziemi. Mówienie o niej jako obowiązku, to moim zdaniem zorganizowana obraza Boska. Spotkanie Boga z człowiekiem podczas Eucharystii można przyrównać do międzyludzkiej relacji miłości. - Jeśli kogoś kochamy, pragniemy się z Nim spotykać. Potrafimy żyć, na co dzień z Bogiem, a raczej obok Niego. Tak samo w małżeństwie - wiadomo, że się kochamy, wychowujemy dzieci, zarabiamy na życie. Ale są momenty, w których trzeba się zatrzymać i nawiązać więź na innym poziomie, oderwać się od przeciętności. Liturgia chrześcijańska jest mniej więcej tym samym, czym ważna uroczystość w życiu małżeńskim. A dlaczego co tydzień? Pewne rzeczy trzeba sobie mówić i regularnie przypominać.

Nikt w kochającym się małżeństwie nie będzie zadawał pytania, czy się spotykać czy nie. Jeśli kochamy, wykorzystujemy każdą okazję do kontaktu i wybieramy taką jego formę, która zapewni nam możliwie największą bliskość. Dlatego, jeśli możemy się spotkać osobiście, nie zadowoli nas sama myśl o osobie kochanej, wysiany SMS, „posłuchanie jej w radiu” czy „oglądanie w telewizji, jak inni się z nią spotykają”. Gdyby w ten sposób zacząć myśleć o Eucharystii, spotkaniu z Bogiem, nie byłoby trzeba już niczego nakazywać, pytać i tłumaczyć, co jest grzechem, a co nie, a nawet jak się do kościoła ubrać i jak w nim zachowywać.

Największą tragedią człowieka jest to, że całe życie szuka Boga, a gdy Bóg daje mu się cały i mówi „bierz i jedz”, to człowiek nie bierze, nie je, a nawet nie przychodzi. To tak, jakby chłopak łaził za dziewczyną i marzył, by się do niej zbliżyć. W pewnym momencie dziewczyna daje mu swój numer telefonu i mówi: zadzwoń. A on wraca do domu i dalej szuka tego numeru w grubej książce telefonicznej, myśląc: może dziś trafię? Po co to robi? Może lubi szelest papieru?

 

NIEOBECNOŚĆ USPRAWIEDLIWIONA?

Może jednak się zdarzyć, że mimo naszych chęci i starań mamy rzeczywisty problem z uczestnictwem w niedzielnej Eucharystii. Kościół stara się nam to „zadanie” ułatwić.  Kościół bierze także pod uwagę przeszkody, które zwalniają z obowiązku uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii. To m.in. choroba, pielęgnacja niemowląt, nieustanna opieka nad chorymi, niesienie pomocy w wypadkach i w klęskach żywiołowych, wykonywanie zawodów wymagających pracy ciągłej, niemożliwość dostania się do kościoła z powodu zbyt dużej odległości i braku środków lokomocji. Nie popadamy w grzech, kiedy z powodów od nas niezależnych nie możemy uczestniczyć we Mszy św. Zawsze jednak Kościół przestrzega przed zbyt łatwym zaniechaniem starań. - Niestety, człowiek czasem sobie odpuszcza, macha ręką. Mówi: „jeszcze tylko ten jeden raz…” albo „ten ostatni raz…”.

 

NAJWAŻNIEJSZE, BY SIĘ STARAĆ

Element dobrej woli jest tu decydujący. Trzeba zawsze odróżnić rzeczywistą niemożność od łatwych usprawiedliwień. Wiedząc, że będziemy podróżować w niedzielę, mamy moralny obowiązek zastanowić się, czy naprawdę nie mamy możliwości takiego zaplanowania naszej podróży, wyjechania nieco później lub postoju, aby wziąć udział we Mszy św. To samo dotyczy m.in. wyjazdów do pracy za granicę, wyczynowego uprawiania sportu i wyjazdów na letnie urlopy. Jeśli wyjeżdżamy na wakacje w Polsce, to trzeba naprawdę się starać, żeby nie mieć możliwości dotarcia na Mszę św. niedzielną. Jednak pytanie w recepcji renomowanego, polskiego hotelu o to, gdzie w pobliżu odprawiane są Msze św., wywołuje wciąż konsternację. Tymczasem na zachodzie Europy, w Ameryce czy Afryce tego typu informacja jest standardem wynikającym z dbałości o turystów.

 

NUDNA MSZA?

O niedzielnej absencji w kościele w rzeczywistości najczęściej decydujemy my sami. Nierzadko, dlatego, że Msza św. nie spełnia czyichś oczekiwań, jest nudna. - Chrześcijanie od początku mieli problem z pełnym rozumieniem tego, co się dzieje na ołtarzu - liturgia nas zwyczajnie przerasta. Jednak to nie Msza św. jest nieciekawa, to my nie nadążamy za tym, co się właśnie na naszych oczach dzieje. - Pojęcie „nudności liturgii” pojawiło się wraz z próbami jej sztucznego uatrakcyjniania. Atrakcyjność z kolei wymaga ciągłego unowocześniania, a liturgia jest niezmienna. Cechuje ją nie atrakcyjność, ale piękno i misterium. Nieprawdą jest, że liturgia jest nudna, ponieważ jest niezrozumiała. Na lekcjach matematyki rozumiałem wszystko, i mimo to nudziłem się.

     Na Mszy św. jest miejsce i dla chodzących do kościoła z przyzwyczajenia, i tych przeżywających na Eucharystii mistyczne spotkanie z Bogiem. Dla tych, którzy pozostają przed kościołem, i tych blisko ołtarza. Dla tych w stanie łaski uświęcającej, i tych, którzy są jej pozbawieni. Warto to katolikom wpajać i jest to zadanie szczególnie dla kapłanów. A co my możemy zrobić, by na nowo wypełnić wiernymi kościoły? - Przede wszystkim możemy dawać dobry przykład. Uczestniczyć w we Mszach i zachęcać.