Nie ma sytuacji beznadziejnych...

Nie ma sytuacji beznadziejnych

 

Co zwykle robi człowiek, któremu urywa się droga lub wyrasta przed nim mur nie do przebycia? Szuka wyjścia. Szuka lekarstwa, które odmieni stan smutku, cierpienia, strapienia. Nierzadko bywa jednak tak, że po zaaplikowaniu "lekarstwa" miewamy się jeszcze gorzej...

            Pewno wszyscy mamy w pamięci sytuacje, które jeszcze i dziś jawią się nam jako bardzo trudne, najtrudniejsze. Komu nie zdarzało się tracić duchowego pokoju i radości? Kto nie miewał wrażenia, że droga nagle się urywała i otwierała się otchłań bezsensu?

            Co zwykle robi człowiek, któremu urywa się droga lub wyrasta przed nim mur nie do przebycia? Szuka wyjścia. Szuka lekarstwa, które odmieni stan smutku, cierpienia, strapienia. A czy łatwo je znaleźć? Raczej nie. Często środki zaradcze odruchowo stosowane okazują się nietrafione i nieskuteczne. Nierzadko bywa tak, że po zaaplikowaniu "lekarstwa" miewamy się jeszcze gorzej...

To naiwna iluzja sądzić, że jakaś rozrywka, tania czy droga, pomoże wyeliminować ból duszy. Taki zabieg może przynieść trochę zapomnienia, ale niczego nie rozwiązuje, a jedynie pogłębia problem i pogarsza sytuację. Jednak to pogorszenie, paradoksalnie, jest szansą - w tym sensie, że cierpiąc bardziej, zaczynamy szukać intensywniej i prawdziwiej. W rozważanej perykopie oznacza to przyjście do Jezusa dwóch osób. My też, dotknięci jakimś większym bólem, intensywniej zwracamy się do Jezusa Chrystusa.

            A On zawsze okazuje się "deską ratunku", nie tylko ostatnią, ale i zawsze niezawodną...

            Zauważmy jeszcze pewną prawidłowość i prawo. Czy nie jest tak, że doświadczając coraz to nowych przeciwności i cierpień, wydoskonalamy nawyk przychodzenia do Chrystusa ze wszystkim? I czy, w końcu, nie to liczy się najbardziej, żeby przychodzić i z Nim pozostawać w kontakcie? O resztę On - Jezus się zatroszczy. Naprawdę, ma takie... możliwości!